Czy ty,
marny człowieku zastanawiałeś się do czego dążysz w swoim życiu? Co jest dla
Ciebie najważniejsze? Tak? To znaczy, że był moment kiedy Twoje życie legło w
gruzach. Rozsypało się na najmniejsze cząstki. Przeszło przez Twoje życie
tornado.
Wbrew temu co myśli otoczenie życie sportowca
nie jest usłane różami. Ono jest pełne wyrzeczeń i wyborów. Niekoniecznie tych
dobrych. Każdy sportowiec co chwila ma przed sobą nowe decyzje do podjęcia.
Stawiać na karierę czy szczęście?
Życie
sportowca jest usłane różami. Ohydnymi różami, których kwiaty zeschły, a ich
łodygi ranią go na każdy kroku swoimi kolcami. Są to róże ale nie tak piękne
jak widzą to ludzie. A czy te róże wypuszczą świeże pąki?
Jestem
sportowcem i wiem jakie to uczucie, kiedy życie wali się na głowę. Wszystko co
dawało Ci sens, siłę do wstania następnego dnia, wszystko co nadawało kolorów
szarej codzienności, zniknęło. Wiem jak
to jest, kiedy różane kolce wbijają Ci się prosto w serce i ranią je tak, że
już nigdy nie będzie takie samo. Wiem jak to jest kiedy serce krwawi, krwawi
nieustannie.
Kontuzja,
pieprzona kontuzja! Wtedy myślałem, że osiągnąłem apogeum mojego nieszczęścia.
Final Four Ligii Mistrzów, sukcesy w rodzimej lidze i ja na ławce z powodu
kontuzji, która wyklucza mnie do końca sezonu.
Za
wszelką siłę chce wyjść z niej szybciej. Chce wrócić do drużyny przed meczami o
Mistrzostwo Polski. Chce mieć w tym swój udział nie tylko patrzeć na kolegów z
ławki. To cholernie boli. Haruję dwa
razy silniej by móc, w pełni sił stanąć na boisku i dać drużynie pomoc. Chciałem
mieć udział w naszym zwycięstwie.
Walka o
cenne miejsce w zespole przesłoniła mi inny ważny aspekt w moim życiu.
Ważniejszy niż to pieprzone miejsce w zespole. Ważniejszy niż te mistrzostw czy
sukces w Lidze Mistrzów. Ważniejszy niż wszystko inne.
Miłość.
W tej
całej walce, odstawiłem na boczny tor ją. Tą która była przy mnie zawsze, od
lat. Wspierała mnie po przegranych, podnosiła na duchu w słabszych momentach, a
co najważniejsze była przy mnie kiedy zmagałem się z kontuzją. To ona była w
tych najwspanialszych chwilach mojego życia i w tych cudownych.
Moja kochana Roksi. Moja kochana, która nie
jest już moja.
Już wiem,
że największym bólem jakiego doświadczyłem w życiu nie było bierne egzystowanie
w drużynie, a jej odejście. Dlaczego dopiero po jej odejściu uświadomiłem sobie
jak potrzebna mi jest, jak wiele dla mnie znaczy. Jest w moim życiu ważniejsza
niż pieprzony sport!
Teraz za
późno. Za późno na przeprosiny, za późno na poprawę. Traktowałem ją jak
powietrze przez ostanie miesiące. Byłem egoistą. Myślałem, że tylko mój świat
legł w gruzach, że tylko jak borykam się z kontuzjami. Zapomniałem o niej i o
wsparciu jakie mi dawała, a raczej próbowała. Raniłem ją każdego dni i sam tego
nie widziałem. Nie widziałem jak cicho popłakiwała w kącie. Nie widziałem kiedy
wyniosła się z sypialni. Zauważyłem kiedy wyprowadziła się znaszego mieszkania.
Spieprzyłeś sobie życie Krzysiek!
- Co na obiad? – ja zwykle
między basenem a siłownią wleciałem do domu na szybki obiad. Siedziała przy stole.
Trochę zdziwił mnie fakt, że ma na sobie płaszcz, ale wtedy jakoś obeszło mnie
to.
- Wszystko jest
uszykowane w mikrofali, musisz tylko podgrzać – wstała i podeszła do walizki,
którą dopiero po chwili spostrzegłem. „Może jedzie na weekend do rodziny” –
pomyślałem – Musimy porozmawiać.
- Jasne, jasne, ale
wieczorem – wyjąłem gotowe danie i usiadłem do stołu – no co? Głodny jestem –
zaśmiałem się. Na jej twarzy malował się smutek. Smutek jakiego jeszcze nie
widziałem.
- Cholera jasna
Krzysiek, nie ma żadnego wieczorem, wieczorem mnie tutaj nie będzie! –
krzyczała, krzyczała jak jeszcze nigdy – Nie będę tak dłużej żyć! Mam wrażenie,
że jestem Ci tylko potrzebna do gotowania obiadków i sprzątania.
- O czym ty mówisz
Roksi, przecież my się kochamy– wstałem i złapałem jej dłoń, nigdy jeszcze nie
widziałem jej w takim stanie.
- Nie Krzysiek, nie.
Nas już nie ma – widziałem łzy w jej oczach – To pieprzona kontuzja przesłoniła
Ci wszystko. Chęć bycia znów na szczycie zamroczyła Ci świat i zapomniałeś o
mnie. Gdybym chciała, mogłabym wyjść po prostu nic Ci nie mówiąc, nawet być nie
zauważył – zatrzymała się na chwilę i przełknęła głośno ślinę – Kocham Cię
Krzysiek, ale ja nie chce takiego życia. To mnie boli, bo mam wrażenie, że dla
Ciebie, że dla Ciebie ja umarłam – z jej oczu już płynęły ciurkiem łzy – kiedy wracasz
do domu nie odzywasz się tylko od razu zasypiasz, rano wychodzisz bez słowa.
Zastanów się nad swoim życiem, nad tym co jest dla Ciebie ważna. Czy ja czy coś
innego -
- Ale kochanie…
- Nie, ja, ja
potrzebuje czasu, ty też potrzebujesz czasu, by zastanowić się co ja tak naprawdę dla Ciebie znaczę -patrzyła na mnie swoimi dużmi, pięknymi oczami w których teraz był zamknięty cały żal do mnie - Sama nie wiem czy ten związek miał czy ma jakikolwiek sens –
spojrzała na swoją dłoń – i jeszcze to, zatrzymaj to na razie – podała mi
pierścionek zaręczynowy – wyjeżdżam, nie szukaj mnie, proszę – podeszła do mnie
bliżej i delikatnie musnęła usta – kocham smak Twoich ust, kocham Cię Krzysiek. Żegnaj – złapała walizkę
w dłoń i wyszła. Wyszła zabierając moje serce, a ja dobre kilkanaście minut
patrzyłem na zamknięte drzwi.
Wiem
jak to jest kiedy wraz je jedną osobą odchodzi część Ciebie, jak ktoś odchodzi
z Twojego życia zabierając z niego całą paletę barw zostawiając tylko szarość.
Jak mogę naprawić swój błąd Roksi? Proszę powiedz
mi jak? Przecież miłość nie umiera tak łatwo.
Miałobyć później, ale doszłyśmy z Annie do pewnego porozumienia i jest dziś.
Mówiłam, że wesoło nie będzie.
Nie wiem jeszcze ile będzie rozdziałów ale pewnie 4-5.
Mam nadzieję, że spodoba wam się to opowiadanie i będziecie do końca.
Specjalnie dla Annie.
sam fakt, że to Lijek mnie urzekł.
OdpowiedzUsuńTak łatwo wszystko stracić, gdy wszystko przesłania kontuzja. Tak łatwo zapomnieć o innych.
Będę na pewno :)
tyle prawdy w tej notce, że ciężko się z tym nie zgodzic. Faktycznie kontuzja to straszna rzecz dla zawodowego sportowca. Ale nie należy zapominac o miłości, bo ją traci się zdecydowanie zbyt łatwo. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKocham Tego bloga, i nie bede tego czytać jeszcze raz, bo nie będę płakać jeszcze raz, kasztanie.
OdpowiedzUsuńLudzie komentujcie to i czytajcie bo WARTO.
straciłaś dziecko, to tak cholernie boli. Uczucie płonącej duszy która krzyczy i miota się w Twoim ciele doprowadza Cię do szału, do obłędu. Masz ochotę ze sobą skończyć, przestać walczyć, bo i tak nie masz dla kogo.
Serdecznie zapraszam na prolog, nowej, krótkiej historii
http://dorastajacanadzieja1.blogspot.com/2014/02/auftakt.html
Pozdrawiam A.
Ale może chociaż na koniec będzie wesoło?
OdpowiedzUsuńKurcze to przykre. Tak zwyczajnie ściska w sercu, gdy czytasz o tym, jak ktoś tak cholernie cierpi.. Takie zwykłe ludzkie odczucia się w człowieku budzą.
Czekam na więcej :*
Trudne zadanie przed nim. Ale przecież podobno nigdy nie jest za późno. Szkoda, że potrzeba było czegoś takiego, żeby zrozumiał swoje błędy.
OdpowiedzUsuńZapowiada się świetnie i prawdziwie.... Czekam na next!
OdpowiedzUsuńMasz moje serce. <3
OdpowiedzUsuńDobrze,że chociaż zrozumiał gdzie popełnił błąd.
OdpowiedzUsuńKrzysiek przez kontuzje i chęć powrócenia na szczyty zapomniał kto tak naprawdę jest dla niego ważny. Popełnił duży błąd którego jeszcze może naprawić. Wystarczy zmienić priorytety i zacząć walczyć, bo bez miłości medale i wszelkie inne zwycięstwa nie będą smakowały tak samo.
OdpowiedzUsuńOdniosłam wrażenie, jakby Krzysiek opowiadał to po jakimś czasie, czyli początkowy opis opowiada o przeszłości, a brak miłości ma znaczyć, że jednak nie udała się walka o Roksanę? Obym się myliła. Późna pora, może źle łącze fakty. Nie możesz Lijsona skrzywdzić :D Choć sam zapracował na to nieszczęście, ale liczę, że w porę się ogarnął! :)
OdpowiedzUsuńŚciskam! :*
Lijek <3
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że zawalczy o Roksi i jednak wszystko się ułoży.