sobota, 8 marca 2014

I trzymaj mnie za rękę gdy śpię Spać po prawej lubię mniej

                Słyszałem, że jesteś szczęśliwa. Słyszałem. Bolało mnie to, tak cholernie bolało. Sam jestem sobie winien. Nie mogę winić nikogo za to, że nie ma nas, nie mogę nikogo winić za to, że jesteś z innym, nikogo innego prócz siebie. Ja to zniszczyłem, ja jestem temu winny, ale bądź szczęśliwa, szczęśliwa z nim.
                Nie mogę nikogo zatrzymywać przy mnie na siłę, nie zmuszę nikogo do miłości do mnie. Chociaż tak bardzo jej pragnę, Chociaż tak bardzo chciałbym dzielić z Tobą każdy kolejny dzień, chociaż chciałbym być przy Tobie szczęśliwy jeśli ty będziesz, z innym.
                Kielce nie były już takie same. Nadal tu była, ale nie ze mną, a to już coś innego. Gra tutaj nie dawała mi takiej radości. Tak naprawdę nic mnie już tu nie trzyma, dostałem masę ofert z innych klubów, wystarczyło wybrać coś odpowiednio daleko.
                Wybrałem spacer, spacer słonecznymi ulicami Kielc z teczką pod pachą. Nikt nie wiedział o mojej decyzji, no prawie nikt, ale Marcin się nie liczy.  O mojej zmianie klubu dowiedział się tylko dlatego, że chciałem znać jego opinię o tym, które powinienem brać pod uwagę. Nie obyło się bez braterskiego kazania, bez pouczania o hierarchii życiowej i oczywiście opieprzu za wielki idiotyzm w moim wykonaniu. Ale uszanował moją decyzję i pomógł mi wybrać te najwłaściwsze kluby chociaż nadal nie wiedziałem, na który się zdecyduję. Może zrobię sobie przerwę, odpocznę, zregeneruję siły. Biorąc po uwagę niedawną kontuzję to nie jest głupi pomysł.
                Drzwi od gabinetu trenera były jak zawsze uchylone, on sam siedział pochylony nad jakimiś papierami.
                - Mogę? – wychyliłem się lekko.
                - Oczywiście, zapraszam – podsunął okulary i odłożył papiery na bok – Co Cię do mnie sprowadza?
                - To – podałem mu dokument mówiący o moim odejściu.
                - Żarty sobie stroisz? – spojrzał na mnie poniekąd rozbawiony, widząc moją minę uśmiech z jego twarzy zniknął
                - Trenerze, ja mówię zupełnie serio – zatrzymałem się na chwilę – Nie mogę tutaj zostać na kolejny sezon.
                - Rozumiem, że chodzi o Roksanę? – mój wyraz twarzy zastąpił słowną odpowiedź – Nie wiem co między wami zaszło i nie chcę stawać między wami, ale  może nie powinieneś poddawać się od razu, może spróbuj się z tym oswoić, z tą całą sytuacją?
                - Chcę spróbować gdzieś indziej.
                - Wybrałeś już coś?
                - Mam kilka typów ale zastanawiam się czy nie pauzować ten sezon, Myślę, że to byłoby dobrym rozwiązaniem, zregenerowałbym siły, a później zobaczę co dalej.
                - Moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem byłaby ta przerwa.
                - Muszę to jeszcze przemyśleć –wstałem;.
                - Krzysiek, pamiętaj, że zawsze będziemy czekać na ciebie z otwartymi ramionami, możesz wracać w każdym momencie.
                - Dziękuję  bardzo. Do widzenia trenerze.
                - Do widzenia.
               
                Spakowane walizki stoją w przedpokoju. Zdecydowałem, że sezon przerwy będzie najlepszym wyjściem. Wyjadę na Mazury. Pobędę sam, nabiorę dystansu do tego i może od kolejnego wrócę do Vive.  Spotkałem się z resztą drużyny przy piwie i oznajmiłem im swoją decyzję. Nie ucieszyli się, ale uszanowali moją decyzję. Wiedzieli jak wygląda sytuacja.
                Ostatni raz sprawdziłem czy zabrałem wszystko co będzie mi potrzebne. I chciałem już wychodzić kiedy zadzwonił Marcin. Bełkotał coś, że jest w Kielcach i zaraz u mnie będzie. Chcąc nie chcąc musiałem na niego poczekać. Wstawiłem wodę na kawę i usiadłem w kuchni. Minęło dziesięć, dwadzieścia minut. Próbowałem do niego dzwonić, ale od razu odzywała się poczta. Postanowiłem poczekać na niego jeszcze kilkanaście minut, a jak się nie zjawi to ma pecha.
                Nareszcie rozległo się pukanie do drzwi.
                - Otwarte – krzyknąłem, a drzwi się otwarły – Ile można na Ciebie czekać. Jestem w kuchni – ponownie włączyłem wodę i wyjąłem dwa kubki – Wiesz, że za chwilę wyjeżdżam, a ty sobie odwiedziny wymyśliłeś. Nie chce natknąć się na korki.
                - Cześć – usłyszałem, ale nie był to głos mojego brata, należał do kobiety. Doskonale wiedziałem jakiej kobiety.
                - Roksana? Co ty tu robisz? – stała w Mojej kuchni, naszej kuchni tak pięknie się uśmiechając, była piękna. Jak zawsze.

                - Nie mogłam pozwolić Ci wyjechać. Wolę popieprzone życie u Twojego boku niż stabilne z kimś innym, tak bardzo Cię kocham – zbliżyła się do mnie, a ja szybko zamknąłem ją w swoich ramionach by nigdy więcej nie wypuścić. Jestem największym szczęściarzem na tej ziemi. 


Odwlekałam dodanie tego rozdziału. Odwlekałam pożegnanie z Krzysiem i Roksaną, ale kiedyś musiałam to udostępnić. 
Mam nadzieję, że was nie zawiodłam.
Związałam się z tym opowiadaniem. 
Chciałabym podziękować za każde wejście, każdy komentarz. 
Na samo pożegnanie chciałabym, żeby każda z was, która czytała to od początku, czy dołączyła w połowie, czy nawet wpadła na samo zakończenie zostawiła kilka słów od siebie, chociaż głupie podobało mi się/nie podobało mi się.
Nie potrafię się żegnać,
Moje kochane kobietki wszystkiego najlepszego z okazji naszego święta. 
P.S. Chcecie tutaj mały bonusi? ;*

sobota, 1 marca 2014

Teraz moje kochanie tańczy, ale tańczy z innym mężczyzną.


„Zarząd klubu Vive Targi Kielce ma zaszczyt zaprosić Pana Krzysztofa Lijewskieg na zabawę taneczną z okazji zakończenia sezonu 2012/2013 i zdobycia Mistrzostwa Polski. Zapewniamy niepowtarzalne wrażenia i godne uczczenie sukcesów zakończonego sezonu. Osoby towarzyszące mile widziane.”
Nawet w najmniejszym stopniu nie miałem ochoty na świętowanie. Trofea już tak nie cieszyły, kiedy nie ma, z kim dzielić się szczęściem. Bo ja z dnia na dzień zaczynałem wątpić, że moje szczęście wróci.
Roksana, wysyłałem jej kwiaty, napisałem nawet do niej list. Chcę się do niej zbliżyć, znów. Chciałem odbudować to, co było między nami. Marnie mi szło. Poprosiła mnie żebym dał jej czas. Czas na przemyślenie poukładania. Chciała żeby nie naciskał. Czasem zamieniliśmy dwa słowa po meczu czy treningu, ale tylko w towarzystwie innych zawodników.  Nigdy sam na sam. Zawsze o sprawach zawodowych. Po ostatnim meczu zauważyłem, że miejsce na jej szyi zajął inny wisiorek. Zupełnie mi nieznany.
Chciałem wykorzystać tą zabawę, jako ostatnią szansę na przekonanie jej by wróciła. Tak bardzo pragnąłem mieć ją znów przy sobie. Znów czekałem na spóźniającego się Dzidziusia i jego ukochaną. W sumie fakt też mnie nie dziwił zawsze się spóźniali.
Wchodziliśmy do klubu, jaki zarząd wynajął na dzisiejszy wieczór. Dookoła było pełno znanych i nieznanych mi osób, ale skupiałem się tylko na odnalezieniu jej.  Odnalazłem ją dopiero po skończonej przemowie prezesa. Siedziała w jednym boksie z Grześkiem i Kingą. Ruszyłem w ich stronę, ale uprzedził mnie dobrze znany mi mężczyzna, który właśnie usiadł przy niej i objął ja ramieniem. Poczułem jakby właśnie rozerwano mi klatkę piersiową i wyrwano serce. Serce, które i tak nie miało, dla kogo bić. Dobrze znałem Kubę. Wiele razy byłem o niego zazdrosny, bo kochał się w Roksanie, ale ona zawsze mówiła, że nigdy nie był i nie będzie dla niej kimś więcej jak kolegą. Jednak skorzystał na moim potknięciu. Sam jestem sobie winien.
I hope he buys you flowers, I hope he holds your hand
Give you all his hours when he has the chance
Take you to every party ‘cause I remember how much you loved to dance
Do all the things I should’ve done when I was your man
Widzę jak wiruje na parkiecie w jego objęciach, jak pięknie się uśmiecha, jaka jest radosna w jego silnych ramionach, jak śmieje się, gdy szepcze jej coś do ucha. Chciałem być na jego miejscu. Chciałbym teraz ją obejmować, a nie siedzieć jak skończony idiota nad kolejnym drinkiem.
Przecież jestem skończonym idiotą.
Dochodzi północ. Wszyscy bawią się w najlepsze. A ja mam ochotę się stąd zmyć. Jednak na parkiet wyciąga mnie Kinga. Moje odmowy i tłumaczenia, że nienajlepiej się czuję były zupełnie niepotrzebne. Jeden taniec nie zaszkodzi. Na szczęście Dj puszczał szybsze numery.
- Czemu jesteś dziś taki przybity?
- Źle się czuję, tyle.
- Ja nie Grzesiek, ja tych bajek nie kupuję. Chodzi o Roksanę? – Przytaknąłem głową – Dlaczego odpuściłeś?
- Ona jest z nim, nie chce stawać na drodze do ich szczęścia, ja dam sobie radę.
- Nie zawsze jest tak jak nam się wydaje – powiedziała.
- Odbijany – krzyknął Grzesiek i nim się obejrzałem trzymałem w ramionach Roksanę. Zatrzymała się, a promienny uśmiech zniknął z jej twarzy. Puściła moją rękę i chciała odejść. Chwyciłem ją za nadgarstek.
- Zostań, proszę – wróciła.
- A teraz trochę zwolnimy, na specjalne zamówienie Bryan Adams Everything I do I do it for you– wiem, że to wszystko było ustawione i ta piosenka też jest. Przyciągam ją mocniej do siebie, jedną ręką obejmuję ją w tali, a w drugą łapię jej, jej głowa spoczywa na moim ramieniu a moje delikatnie zatapia się w jej włosy. Wolno ruszamy się w rytm piosenki, a ja szepczę do jej ucha kolejne słowa. Oboje uwielbiamy tą piosenkę, a jej tekst znam na pamięć. Idealnie opisywała sytuację między nami.
Chciałbym by utwór nie miał końca, by nigdy nie zabrzmiały jego ostatnie dźwięki. Chciałbym by ta cudowna chwila trwała wiecznie.
You know it's true
Everything I do, oh, I do it for you

-          Kocham Cię – szepczę do jej ucha, kiedy melodia ucicha nadal trzymając ją w ramionach – Tak bardzo Cię kocham i chcę żebyś wróciła – delikatnie się ode mnie odsuwa I spuszcza wzrok by po chwili zostawić mnie samego wśród reszty bawiących się ludzi. 

Krótko, zwięźle i chujowo.Wiem.
Czego spodziewacie się w "epilogu"?
W mojej głowie to wyglądało inaczej.